23 września 2012

7. The scars of your love remind me of us

Siedząc tak i patrząc na szczęście tych osób, przypomniała mi się moja własna historia. Moje własne szczęście, które już nigdy nie wróci. Zamknęłam oczy, a moją głowę zalały wspominania.
                                  
To było właśnie dziś. Nasza rocznica. Ja i mój kochany Jake byliśmy już razem 10 miesięcy. Jak ten czas szybko leci. Nikt pewnie by się nie spodziewał, że to tak szybko zleci, że nam się uda. A jednak. Teraz mogę z uśmiechem na twarzy przechodzić obok ludzi, którzy za każdym razem, gdy koło nich przechodziliśmy mówili "smarkate dzieciaki, nie wiedzą, co to miłość." "Oni do siebie nie pasują, ona z dobrego domu, bogatego. A on? zwykły śmieć" Ale ja go zawsze kochałam. Nie wiem, dlaczego. Może, po prostu rozumieliśmy się jak nikt inny? Zawsze wiedziałam, co mu chodzi po głowie i na odwrót. Była sobota, pospałam do 10 a.m.
Ubrałam się , delikatnie pomalowałam. Napisałam do Amy, że dziś się nie spotkamy, że idę do Jaka. W sumie nie byliśmy umówieni, ale chciałam mu zrobić miłą niespodziankę. Mieszkaliśmy od siebie jakieś 30 minut drogi wolnym spacerkiem. Dzień był piękny, więc poszłam na nogach do niego. Zapukałam do drzwi raz. Nikt nie odpowiedział, zapukałam drugi i trzeci. Dalej nic, postanowiłam wejść. Jak to u niego, drzwi były otwarte. Od razu skierowałam się na piętro, do tak dobrze znanego mi pokoju. Otworzyłam je i w tym momencie moje serce pękło na milion kawałków. Spojrzałam jeszcze raz, moje oczy się nie pomyliły. Na łóżku Jake uprawiał sex z jego 'najlepszą' przyjaciółką. Teraz już chociaż wiem, dlaczego nią była. Do oczu momentalnie napłynęły mi łzy.
- Jak mogłeś? Mówiłeś, że mnie kochasz! - wykrzyczałam z siebie, krztusząc się przez łzy. - Jesteś zwykłą nadętą świnią. Nie chcę nigdy więcej cię widzieć. Znikaj z mojego życia!
  Wybiegłam z jego pokoju, nie zważając na to, co się działo u niego w pokoju. Już mnie nie obchodził. Teraz może sobie to robić z nią kiedy tylko ma ochotę. Sam tego chciał. Ale nie rozumiem jednego. Dlaczego mi po prostu tego nie powiedział? Zerwałby ze mną i nie ranił jeszcze bardziej niż teraz. A, no wiem już dlaczego. Przecież to zwykły, niedorobiony tchórz. Po chwili zorientowałam się, że jestem u siebie w domu. Zamknęłam się w pokoju, nie wpuszczając matki do środka. Nie wychodziłam z niego tygodniami. W końcu moja matka też nie wytrzymała. Wyważyła drzwi do mojego pokoju i powiedziała:
- Nie będę już więcej znosić tych twoich wiecznych humorów. Wyprowadzasz się, kupiłam ci duży dom, bliżej Amandy. Będziesz mieszkać sama! - krzyknęła na odchodne.
    Nie smuciłam się. Zawsze chciałam mieszkać sama. Miałam dość tych jej rzadkich, umoralniających gadek. Zresztą i tak wiekszość czasu jej w domu nie było. Różnicy wielkiej nie będzie. To wydarzenie zmieniło mnie prawdopodobnie na zawsze,. Byłam zawsze otwarta, uśmiechnięta, wesoła. Od incydentu z moim byłym zamknęłam się w sobie, nie ufam ludziom. Co prawda, zostali mi moi najlepsi przyjaciele, ale to już nie jest to samo, co kiedyś.

                                      
   Wszystko mi się przypomniało. To, jak straciłam chłopaka. Jak jeszcze bardziej oddaliłam się od mojej rodzicielki. Po moich policzkach odruchowo zaczęły płynąć pojedyncze łzy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek to zobaczył, więc od razu je wytarłam. Nagle usłyszałam jakieś dziwne szeleszczenie w krzakach. Odwróciłam głowę, a tam stał tępo wpatrzony we mnie Niall.
-Co ty tu robisz? Podglądasz mnie? Nie masz co robić? - wybuchnęłam na niego, choć wcale tego nie chciałam - Teraz tez będziesz tak stał i nawet się słowem nie odezwiesz?
- Ja .. ja .. przepraszam , nie chciałem. Ale wybiegłaś tak niespodziewanie, nie wiedziałem, co się dzieje. Pobiegłem za tobą. Chciałem już iść, ale zaczęły ci płynąć po policzkach łzy. Chciałem podejść do ciebie, ale się właśnie odwróciłaś i na mnie nakrzyczałaś - powiedział Niall. Jaki on jest słodki. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Czemu tak o nim myślę?
-
Dobrze, niech ci będzie. Ale następnym razem nie rób takich cyrków. Nienawidzę, jak ktoś mnie podgląda czy podsłuchuje - powiedziałam, a blondynek wreszcie się rozpromienił. - Mogę mieć do ciebie pytanie?
- Jasne, pytaj o co chcesz.
-Jak wtedy weszłam pierwszy raz do domu, wymyślaliśmy razem nazwę waszego zespołu. Pamiętasz, prawda? - spytałam, chłopak od razu przytaknął mi. - Jak stwierdziłam, że każdy chciał mieć swoją karierę solową wszyscy entuzjastycznie pokiwali głowami, a ty prawie niezauważanie przy tym uśmiechnąłeś się tak tajemniczo.
-Eh, skoro pytasz. No bo ... ten no. Ja zawsze od małego marzyłem, aby być w zespole. Wiesz, kilka osób, zawsze jest zabawa, nigdy nie jesteś sam. Ja się wręcz ucieszyłem, jak nas połączono. I z każdą chwilą ciesze się coraz bardziej, bo są z nich naprawdę fajni kumple.
-Wiesz, jak dla mnie sama konkurencja. Nie ma się co zachwycać.
-Jeszcze zmienisz o nas zdanie, a jak będziesz chciała pogadać, to wiesz, gdzie mieszkam - zabawnie poruszył brwiami i odszedł, zostawiając mnie samą z myślami.

2 komentarze:

  1. Kocham tego bloga !
    Po prostu cudo ^^

    http://faith-hope-love-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział:-) Niall to potrafi podnieść na duchu:-) czekam na nn i dZięki za info:-) pozdrawiam M.Payne :-)

    OdpowiedzUsuń